APEL – NIE ZAMRAŻAJMY EMBRIONÓW!
..
Nie zamrażajmy więcej embrionów!
Nie zamrażajmy dzieci!
.
Mrożenie embrionów niewykorzystanych w procedurze in vitro zwiększa jej skuteczność w przypadku pierwszego niepowodzenia, ponieważ można je odmrozić i jeśli tylko są w ocenie lekarzy lub embriologów „zdolne do życia”, można je przetransferować do macicy kobiety z nadzieją na ciążę.
Nikt jednak nie zasługuje na to, żeby go zamrażać, żaden człowiek, dorosły czy dziecko. Brak ich świadomości nie upoważnia nas do tego, żeby wkładać istoty ludzkie do „zamrażarki” obojętnie na jakim są etapie rozwoju. Nie ma jak dotąd i zapewne nie będzie żadnych badań naukowych mówiących o tym, że zamrażanie embrionów im nie szkodzi. Raczej jest logiczne przypuszczenie że to zagraża ich życiu. Popchnięcie zdrowego dorosłego człowieka może doprowadzić do uszkodzenia jego zdrowia, złamania nogi, ręki, stłuczenia, innej kontuzji. Jak więc możemy myśleć że tak potężna ingerencja w zarodek, który jest najmniejszą i najmłodszą formą ludzkiego życia, może mu nie zagrażać? To, że w jakimś procencie rodzą się po ich odmrożeniu zdrowe dzieci, nie jest argumentem, że mrożenie nie szkodzi zarodkom. Skoro nie mamy pewności, a nawet mamy mocne przypuszczenie że mrożenie szkodzi zarodkom, to nie wolno nam przeprowadzać takich eksperymentów. Bo ceną może być życie tego zarodka.
..
„Tylko Bóg może powiedzieć: 'Ja zabijam i Ja sam ożywiam”
(Pwt 32,39)
In vitro, poczynanie dzieci na szalce Petriego, kriokonserwacja zarodków to techniczny rozwój medycyny, biologii… ale za jaką cenę? Czy naprawdę wolno nam rozwijać się mimo wszystko? Czy postęp wszystko usprawiedliwia? Czy ten naukowy rozwój idzie w parze z rozwojem wewnętrznym człowieka, duchowym, z jego moralnością? Czy w całokształcie możemy to nazwać rozwojem i postępem?
Zwracam się do małżeństw, par chcących przystąpić do procedury in vitro. Nie rozpoczynajcie procedury in vitro! Jeśli jesteście zdecydowani rozpocząć tą procedurę i nic Was od tego nie powstrzyma – nie mroźcie swoich dzieci! Jeśli jesteście zdecydowani zamrozić swoje dzieci i nic Was od tego nie odwiedzie, przemyślcie i maksymalnie ograniczcie liczbę mrożonych zarodków. Zróbcie chociaż tyle i aż tyle dla nich i dla siebie. Nie myślcie proszę, że jeśli zarodki Wam zostaną, to oddacie je potem do embrioadopcji i problem zniknie. Zniknie dla Was, ale nie dla tych dzieci, bo być może nikt już po nie nigdy nie przyjdzie… Bo za dużo jest czekających dzieci, a za mało rodziców którzy chcą je adoptować. A może dla Was problem tez nie zniknie…? A może nie każdy z Was będzie w stanie oddać własne dziecko do adopcji i zastanawiać się resztę życia czy udało mu się przeżyć? A jeśli udało, to jak wygląda, gdzie mieszka, czy jest szczęśliwe, a może mieszka tuż obok Was…?
Po ile z tych dzieci będziecie w stanie wrócić jeśli uzyskacie ciążę za pierwszym razem, a w ciekłym azocie zostanie kilka lub kilkanaście Waszych zarodków? Ile dzieci będziecie w stanie wychować? Teraz tylko marzycie o tym, żeby do Waszego życia zawitało dziecko, to bardzo mocne pragnienie i piękne. Nic innego się nie liczy, tylko to, żeby utulić swoje dziecko w ramionach, ale kiedyś… Kiedyś może do Was wrócić myśl, że opuściliście kilkoro swoich nienarodzonych dzieci, że chociaż daliście im życie, nie daliście im szansy na urodzenie się. Znam kobiety, które nie mogą sobie po latach poradzić z tym problemem że opuściły swoje dzieci, znam mężczyzn, którzy żałując że kilka lat temu zostawili swoje embriony szukają teraz dla nich rodzin i domu. Nie jest to łatwe w świetle obecnego prawa RP, a zrzeczenie się tych dzieci do adopcji, w dużej mierze tylko zamiata problem pod dywan, pozornie uspokaja sumienie, które w tej sytuacji spokojne pozostać nie powinno. W klinikach jest nadmiar zamrożonych zarodków z którymi nie wiadomo co zrobić. Tylko pewien niewielki procent z nich trafi do adopcji preimplantacyjnej, reszta pozostanie w zamrażarkach czekając…. czekając na Godota…
A może nie próbować przystępować do procedury in vitro…? A może jej nie kontynuować, jeśli już ją rozpoczęliście…? (do powstania embrionów!) A może zamiast decydować się na in vitro weźmiecie te czekające w klinikach opuszczone dzieci? Będziecie je wtedy od początku nosić pod swoim sercem, urodzicie je i ono będzie dla Was całym światem, a wy całym światem dla niego. Może uratujecie życie jakiegoś dziecka, które najpierw było wyczekiwane do tego stopnia że jego rodzice zdecydowali się na in vitro, a potem okazało się niepotrzebne…? Te dzieci nie mogą płakać i choćby samym swym widocznym fizycznym istnieniem prosić o to, by ktoś je przygarnął, odczarował z głębi lodu i kochał je. Są najmniejsze, niewidoczne gołym okiem, najbardziej bezsilne, milczące, schowane – uwięzione w ciekłym azocie. Najmniejsze dzieci, które są osierocone od poczęcia.
A jeśli już macie zamrożone embriony… Zróbcie wszystko co w Waszej mocy by ochronić ich życie, wciąż nie jest za późno. Może możecie je jeszcze zabrać, urodzić i wychować? Jeśli nie możecie, nie chcecie, to chociaż zrzeknijcie się ich i przekażcie do adopcji. To lepsze, niż przetrzymywanie tych dzieci bez końca w klinice w azocie, na śmiertelnym „zimowisku”. Może to właśnie Wasze dziecko będzie tym szczęśliwcem, po którego przyjdą inni rodzice.
„Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego – o życie brata“
(Rdz 9,5)